ANATOMIA RADIOLOGICZNA

Dzisiaj zafunduję Wam powrót do przedmiotów jakie obowiązują na elektroradiologii. Na tapecie anatomia radiologiczna, która spędzała mi sen z powiek przez cały pierwszy rok. Ale do rzeczy...

Zajęcia podzielone na wykłady i ćwiczenia ogarniał nieogarnięty pan doktor, który sprawował wtedy nad nami opiekę jako oficjalny opiekun katedry. Zajęcia, na które już łaskawie przyszedł prowadził chaotycznie i wymagał od nas znajomości wszystkiego bez wcześniejszego omówienia z nami tematów. Po pierwszym kolokwium jego powiedzeniem stało się wyrażenie "trywialny błąd" w momencie kiedy zdarzało nam się jeszcze pomylić prawicę pacjenta z jego lewicą ;') Ale nie myli się ten, który nic nie robi...  W pierwszym semestrze omawialiśmy tylko obrazy z tomografii komputerowej i co ćwiczenia odpowiadaliśmy na ulubione pytanie doktorka, pt. "Jakie narządy znajdują się w klatce piersiowej?" Nigdy nie zapytał nas o coś innego, NIGDY.  Zaliczenie po pierwszym semestrze oblałam, głównie dlatego, że nie przyłożyłam się do nauki i algorytm sprawdzania tych prac jest dla mnie nadal zagadką, a jestem na 3 roku. Na poprawce było nas 7 i kto znów nie zaliczył? Tak jest, na siedem osób nie zaliczyłam tylko ja, przykre? No niekoniecznie. Na kolejną poprawkę poszłam już do gabinetu doktora. Siedziałam sobie przy stoliku, przy którym przyjmuje się ważnych gości i pacjentów i lekko zdenerwowana czekałam na pytanie uwalające i co słyszę? Owszem, słyszę "Jakie narządy znajdują się w klatce piersiowej?" To pytanie śniło mi się po nocach i wiedziałam, że odpowiem na nie nawet wtedy gdyby ktoś wyrzucał mnie za burtę i odpowiedzią mogłabym uratować swoje życie. Wszystko poszło gładko i oficjalnie zostałam królową trzecich terminów ;')

W drugim semestrze ta sama sytuacja znowu chaotycznie prowadzone zajęcia i łaskawe zjawianie się doktorka na wykładach. Przychodził, coś sobie pogadał, zwykle nie miało to nic wspólnego z tematem, a następnie przystępował do odpytki. Generalnie nie przychodziłam na te zajęcia, ale oczywiście jak już się zjawiłam to odpytanie mnie było kwestią formalną. Pewnie pomyślicie "jaka głupia, miała poprawkę poprawki i jeszcze nie chodziła", ale jak już wspomniałam na początku pan doktor do osób ogarniających za dobrze nie należał, więc nawet nie pamiętał, że ja to ta sławna ja od 3 terminów. Przez cały drugi semestr uwielbiał nas pytać o zatoki, więc wszyscy opanowali to zagadnienie do perfekcji. Dręcząca mnie po nocach kwestią była tym razem zatoka klinowa. I tak nastał koniec semestru, a z nim nadszedł czas na egzamin. Nauczona na błędach, wykułam na blaszkę dosłownie wszystko, od obrazów z rtg do scyntygrafii. Wchodzimy na zaliczenie i pan doktor informuje nas, że w pracy nie będziemy się zastanawiać godzinami, co jest na zdjęciu, dlatego na rozpoznanie zaznaczonej struktury mamy jedną sekundę. Tak, dobrze czytacie, SEKUNDĘ. Wyobraźcie sobie sytuację, gdzie wyświetlone macie zdjęcie, na nim zaznaczone strzałkami 20 struktur, obok obrazka 20 literek z alfabetu, do których przypisane są nazwy narządów, na teście przed sobą 5 punktów do tego obrazka i 5 sekund na rozpoznanie tych narządów, znalezienie dla nich odpowiedniej literki i zapisanie tego na kartce. W momencie kiedy spuszczałam głowę, żeby zapisać odpowiedź na kartce on zdążył już zmienić slajd. Zaczęliśmy się buntować, bo w tak krótkim czasie nie mieliśmy szansy na zapisanie chociaż jednej nazwy. Po 5 slajdach miałam dość i zaczęłam zapisywać nazwy obok cyferek, mając wylane czy to zgodne z jego zamysłem ogarniania dodatkowo literek z alfabetu. Wiedziałam, że to co napisałam wystarczy mi do zaliczenia na przyzwoitą ocenę i nie myślałam wtedy o trójce, jednak znów algorytm sprawdzania prac nie zawiódł i jak słusznie się domyślacie, oblałam. Po wynikach nie byłam smutna, byłam wściekła. Na poprawce ta sama sytuacja, ale panu doktorowi nie chciało się sprawdzać prac na już, więc kazał nam się powymieniać i sprawdzić prace kolegi lub koleżanki. Po końcowym zliczeniu punktów (oczywiście uczciwie) wystawiliśmy sobie super oceny i poszliśmy do domu. Jednak doktorek nie zawiódł i z 4,5 jakie mi wyszło do indeksu wpisał 3 i 4. Jedyne pocieszenie w tej sytuacji jest takie, że miałam ten przedmiot zwyczajnie z głowy.

Jeśli chcecie znać moje rady dotyczące nauki do tego przedmiotu to mam tylko jedną. Nauczcie się najpierw zwykłej anatomii, a dopiero potem szukajcie czegoś na obrazie diagnostycznym, bo zaczynanie na samym początku od atlasów anatomii radiologicznej jest moim zdaniem pozbawione sensu. W kwestii podręczników polecam Anatomię radiologiczną B. Daniela i B. Pruszyńskiego i Diagnostykę obrazową B. Pruszyńskiego. Myślę, że wystarczą Wam te dwie pozycje, a dla ambitnych polecam zorientować się w książkach jakie posiada biblioteka, bo może znajdziecie coś, co będzie Wam bardziej odpowiadać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

ELEKTRORADIOLOGIA I CO DALEJ? CZĘŚĆ 2

Q&A

ELEKTRORADIOLOGIA I CO DALEJ? CZĘŚĆ 1