PRAKTYKI CZ. 1
Dziś nie ja wybrałam temat, ale jak dostałam tę propozycję to sama się sobie dziwiłam, że nie wpadłam na ten pomysł, tak więc zgodnie z obietnicą na tapecie pojawiają się praktyki.
W poście, w którym opisywałam Wam rentgenodiagnostykę wspomniałam już troszkę o niektórych przypadkach, ale tutaj opiszę je szczegółowo ;) Praktyki zaczęłam 6 lipca w "swoim" szpitalu na oddziale diagnostyki obrazowej. Zaczęły się standardowym pakietem, czyli jeszcze raz zobaczyliśmy oddział, a następnie udaliśmy się na szkolenie BHP. Szkolenie podzielone było na 3 części, a mianowicie pierwszą prowadzoną przez pana zajmującego się BHP w szpitalu - omówiliśmy w tej części wypadki w pracy, postępowanie w razie wypadku i zapobieganie takim zdarzeniom. Druga część szkolenia to szkolenie przeciwpożarowe, które prowadził strażak. W tej części największą frajdą było wyciąganie zawleczki z gaśnicy i wcale nie dlatego, że po 2h siedzenia wreszcie mogliśmy wstać i czegoś dotknąć ;) Ostatnią część prowadził pan z administracji, który szczegółowo omówił zasady działania oddziału z punktu widzenia administracyjnego.
I wreszcie coś na co czekacie, czyli moje praktyki. Wchodząc na oddział byłam nieziemsko zestresowana, bo to miał być mój pierwszy prawdziwy raz kiedy dotknę swojego pierwszego pacjenta, odpowiednio go poinstruuję, ustawię sprzęt i wreszcie kliknę przycisk, a na monitorze pojawi się wykonane zdjęcie, a tu dupa (za przeproszeniem, oczywiście). Pacjenci jak na złość nie przychodzili, a moje koleżanki i ja siedziałyśmy na kozetce w pracowni i nagle LAWINA. Dosłowna lawina pacjentów. Godzina 9:00, a my jak małe mróweczki odbieramy skierowania, ustawiamy, klikamy, wołamy następną osobę i tak do 11:00, bo wtedy zrobił się spokój. Nie wiem czy wiecie, ale w szpitalu kiedy ktoś mówi, że jest spokój to zazwyczaj kończy się tak, że pacjenci wchodziliby oknem, gdyby się dało. Po pierwszym dniu wróciłam do domu tak zmęczona, że padłam na łóżko i zasnęłam.
Drugiego dnia udało mi się zobaczyć jak wygląda zdjęcie przyłóżkowe. Jeśli nigdy nie mieliście z tym styczności to jest to "przenośny" aparat rtg, którym wykonuje się zdjęcie przy łóżku pacjenta, który z konkretnych przyczyn nie może dotrzeć do nas na oddział, np. jest po operacji ortopedycznej lub chirurgicznej albo leży na oddziale intensywnej terapii. I właśnie na tym oddziale się znalazłam jadąc na to pierwsze zdjęcie. Kiedy tam weszłam ścięło mnie z nóg, szok i miliard myśli na minutę, bo widzę przed sobą chłopaka mniej więcej w swoim wieku i stos rurek, monitory, cewniki i kroplówki. Ktoś krzyczy, że trzeba zakładać rękawiczki, że trzeba podpisać skierowanie, wykonuję te czynności jak robot, bo cały czas patrzę na tego chłopaka. Obok niego leży starszy pan, a obok tego pana młody mężczyzna, a w jego karcie widnieje NN. Wychodząc stamtąd poczułam ulgę, bo czułam, że biel ścian z oddziału napiera na mnie. Cały dzień myślałam o tym chłopaku. Przychodząc do domu stanowczo sobie powiedziałam, że taki zawód wybrałam i będę to oglądać często, dlatego najwyższy czas się ogarnąć.
Następnego dnia kiedy pielęgniarki przywoziły pacjentów z interny, cierpiących lub takich, z którymi kontakt był ograniczony stwierdziłam, że to rzucam. Dłużej tak nie mogę, nie mogę patrzeć na to jak ci ludzie cierpią, jak czasem obchodzi się z nimi personel medyczny. Zrobiłam tygodniową przerwę i dałam sobie czas, żeby to przemyśleć, czy ta praca jest dla mnie. Po tym zderzeniu z rzeczywistością szpitalną, że nie wygląda to tak jak w Chirurgach czy Na dobre i na złe postanowiłam wrócić i spróbować jeszcze raz. Wróciłam z postanowieniem, że wszystkich tych ludzi, przez te 5 minut ze mną, będę traktować tak jakbym to była ja i zapewnię im fachową jak na swoje możliwości studenckie opiekę.
Kolejne dni były już lepsze i z każdym kolejnym wdrażałam się bardziej, dlatego postanowiłyśmy troszkę opuszczać oddział i schodziłyśmy na SOR. Wiecie jak to jest, zazwyczaj ktoś za Wami stoi i poprawi Wasze ułożenie ręki, stopy czy biodra żeby zdjęcie wyszło jak najlepiej, a na sorze techniczka zarejestrowała pacjenta i kazała mi zrobić zdjęcie. Człowiek idzie na praktyki z myślą, że jest ktoś starszy i go poprawi, że przecież tak od razu nikt go nie rzuci na głęboką wodę i nagle się staje - "zrób to sama". Po włożeniu kasety do czytnika i pojawieniu się obrazu na monitorze doszłam do wniosku, że jak na pierwsze zdjęcie to wyszło bardzo przyzwoicie i zgarnęłam nawet pochwałę za dobrze dobrane warunki. Takie drobne rzeczy, a podnoszą pewność siebie.
Kiedy miesiąc zaczynał się kończyć skorzystałam wreszcie z propozycji zejścia na blok operacyjny. Znalazłam się tam z koleżanką i panią technik, która miała nam pokazać sprzęt. Przed wejściem na blok musiałyśmy się przebrać, związać włosy, założyć czepki, maseczki i fartuchy ochronne, ponieważ na bloku stoi się ciągle w promieniach. Wchodząc już na odpowiednią salę szybko rozłożyłyśmy aparat, który jest ogromny i manewrowanie nim sprawia trudności i postępując zgodnie z instrukcjami lekarza wykonywałyśmy zdjęcia kręgosłupa szyjnego. Zadanie trudne, ponieważ całe pole operacyjne jest zakryte i trzeba aparat ustawiać na czuja, jednak wyprawę na blok uważam za udaną.
Jeśli chodzi o lekarzy to bardzo chętnie wołali nas na badania układu moczowego, czyli wszelkiej maści urografie i pielografie, które szczegółowo nam omawiali tak abyśmy wyniosły jak najwięcej wiedzy. Z ciekawych rzeczy, które zobaczyłam podczas trwania urografii to pani z dwoma moczowodami wychodzącymi z jednej nerki.
Jednak najlepsi ludzie jakich spotkałam na praktykach to pacjenci. Momentami bardzo ciężko było zachować powagę, zwłaszcza wtedy kiedy przychodzi pewien pan na zdjęcie klatki piersiowej i rozbiera się od pasa w dół zamiast od pasa w górę. Wszyscy starsi panowie, którzy sypią takimi komplementami, że chyba nigdy w życiu już takich nie usłyszę i wszystkie starsze panie opowiadające o wnukach i ich osiągnięciach. Gdyby nie czas, który jest bardzo ograniczony mogłabym ich słuchać godzinami. Oczywiście zdarzali się pacjenci, którzy nie byli zadowoleni, bo musieli 5 minut poczekać w kolejce i tacy, którzy pomimo 50 lat na karku musieli zostać z żoną na badaniu, bo bardzo ich boli.
Miesiąc, który spędziłam na oddziale bardzo szybko zleciał i z jednej strony było mi smutno, że to już koniec, ale z drugiej wreszcie miałam wakacje i mogłam sobie troszkę pospać ;)
Wpis o praktykach po 2 roku również się pojawi ;)
PS. Zapomniałam wcisnąć w tekst swojej przygodny z windą. Jadąc na zdjęcie przyłóżkowe na urologię zapomniałyśmy wziąć skierowania. Zgłosiłam się żeby po to skierowanie wrócić i tak zjechałam windą na oddział, stamtąd wzięłam skierowanie i znów ruszyłam w kierunku wind. Czekałam i czekałam, aż jedna z trzech się łaskawie zjawi i stwierdziłam, że pójdę schodami. W moim szpitalu z racji tego, że jest okrągły są wydzielone odpowiednie strefy i tak przez pomyłkę znalazłam się w tym złym segmencie. Cała zestresowana, że wszyscy na mnie czekają wsiadłam do windy, żeby wrócić do odpowiedniego piętra i stamtąd pójść w odpowiednim kierunku. Kiedy dotarłam na pożądane piętro okazało się, że winda się zacięła i nie mogę z niej wyjść. Stres level max, ale przypomniało się ze szkolenia BHP, że w windzie jest awaryjny guzik. Kliknęłam go, ale nic się nie stało, więc kliknęłam przycisk z innym piętrem i winda ruszyła. Pełna nadziei, że na następnym pietrze drzwi się otworzą jechałam sobie ze skierowaniem. Jednak historia się powtarza, a ja już bliska płaczu, że nikt mnie w tej windzie nie znajdzie zaczęłam machać rękami przed drzwiami. I nagle cud, czujnik ruchu zaskoczył i drzwi się otworzyły, a ja wybiegałam uradowana, że jednak wrócę do domu. Drogę na urologię pokonałam schodami, a windy omijałam szerokim łukiem przez pewien czas.
W poście, w którym opisywałam Wam rentgenodiagnostykę wspomniałam już troszkę o niektórych przypadkach, ale tutaj opiszę je szczegółowo ;) Praktyki zaczęłam 6 lipca w "swoim" szpitalu na oddziale diagnostyki obrazowej. Zaczęły się standardowym pakietem, czyli jeszcze raz zobaczyliśmy oddział, a następnie udaliśmy się na szkolenie BHP. Szkolenie podzielone było na 3 części, a mianowicie pierwszą prowadzoną przez pana zajmującego się BHP w szpitalu - omówiliśmy w tej części wypadki w pracy, postępowanie w razie wypadku i zapobieganie takim zdarzeniom. Druga część szkolenia to szkolenie przeciwpożarowe, które prowadził strażak. W tej części największą frajdą było wyciąganie zawleczki z gaśnicy i wcale nie dlatego, że po 2h siedzenia wreszcie mogliśmy wstać i czegoś dotknąć ;) Ostatnią część prowadził pan z administracji, który szczegółowo omówił zasady działania oddziału z punktu widzenia administracyjnego.
I wreszcie coś na co czekacie, czyli moje praktyki. Wchodząc na oddział byłam nieziemsko zestresowana, bo to miał być mój pierwszy prawdziwy raz kiedy dotknę swojego pierwszego pacjenta, odpowiednio go poinstruuję, ustawię sprzęt i wreszcie kliknę przycisk, a na monitorze pojawi się wykonane zdjęcie, a tu dupa (za przeproszeniem, oczywiście). Pacjenci jak na złość nie przychodzili, a moje koleżanki i ja siedziałyśmy na kozetce w pracowni i nagle LAWINA. Dosłowna lawina pacjentów. Godzina 9:00, a my jak małe mróweczki odbieramy skierowania, ustawiamy, klikamy, wołamy następną osobę i tak do 11:00, bo wtedy zrobił się spokój. Nie wiem czy wiecie, ale w szpitalu kiedy ktoś mówi, że jest spokój to zazwyczaj kończy się tak, że pacjenci wchodziliby oknem, gdyby się dało. Po pierwszym dniu wróciłam do domu tak zmęczona, że padłam na łóżko i zasnęłam.
Drugiego dnia udało mi się zobaczyć jak wygląda zdjęcie przyłóżkowe. Jeśli nigdy nie mieliście z tym styczności to jest to "przenośny" aparat rtg, którym wykonuje się zdjęcie przy łóżku pacjenta, który z konkretnych przyczyn nie może dotrzeć do nas na oddział, np. jest po operacji ortopedycznej lub chirurgicznej albo leży na oddziale intensywnej terapii. I właśnie na tym oddziale się znalazłam jadąc na to pierwsze zdjęcie. Kiedy tam weszłam ścięło mnie z nóg, szok i miliard myśli na minutę, bo widzę przed sobą chłopaka mniej więcej w swoim wieku i stos rurek, monitory, cewniki i kroplówki. Ktoś krzyczy, że trzeba zakładać rękawiczki, że trzeba podpisać skierowanie, wykonuję te czynności jak robot, bo cały czas patrzę na tego chłopaka. Obok niego leży starszy pan, a obok tego pana młody mężczyzna, a w jego karcie widnieje NN. Wychodząc stamtąd poczułam ulgę, bo czułam, że biel ścian z oddziału napiera na mnie. Cały dzień myślałam o tym chłopaku. Przychodząc do domu stanowczo sobie powiedziałam, że taki zawód wybrałam i będę to oglądać często, dlatego najwyższy czas się ogarnąć.
Następnego dnia kiedy pielęgniarki przywoziły pacjentów z interny, cierpiących lub takich, z którymi kontakt był ograniczony stwierdziłam, że to rzucam. Dłużej tak nie mogę, nie mogę patrzeć na to jak ci ludzie cierpią, jak czasem obchodzi się z nimi personel medyczny. Zrobiłam tygodniową przerwę i dałam sobie czas, żeby to przemyśleć, czy ta praca jest dla mnie. Po tym zderzeniu z rzeczywistością szpitalną, że nie wygląda to tak jak w Chirurgach czy Na dobre i na złe postanowiłam wrócić i spróbować jeszcze raz. Wróciłam z postanowieniem, że wszystkich tych ludzi, przez te 5 minut ze mną, będę traktować tak jakbym to była ja i zapewnię im fachową jak na swoje możliwości studenckie opiekę.
Kolejne dni były już lepsze i z każdym kolejnym wdrażałam się bardziej, dlatego postanowiłyśmy troszkę opuszczać oddział i schodziłyśmy na SOR. Wiecie jak to jest, zazwyczaj ktoś za Wami stoi i poprawi Wasze ułożenie ręki, stopy czy biodra żeby zdjęcie wyszło jak najlepiej, a na sorze techniczka zarejestrowała pacjenta i kazała mi zrobić zdjęcie. Człowiek idzie na praktyki z myślą, że jest ktoś starszy i go poprawi, że przecież tak od razu nikt go nie rzuci na głęboką wodę i nagle się staje - "zrób to sama". Po włożeniu kasety do czytnika i pojawieniu się obrazu na monitorze doszłam do wniosku, że jak na pierwsze zdjęcie to wyszło bardzo przyzwoicie i zgarnęłam nawet pochwałę za dobrze dobrane warunki. Takie drobne rzeczy, a podnoszą pewność siebie.
Kiedy miesiąc zaczynał się kończyć skorzystałam wreszcie z propozycji zejścia na blok operacyjny. Znalazłam się tam z koleżanką i panią technik, która miała nam pokazać sprzęt. Przed wejściem na blok musiałyśmy się przebrać, związać włosy, założyć czepki, maseczki i fartuchy ochronne, ponieważ na bloku stoi się ciągle w promieniach. Wchodząc już na odpowiednią salę szybko rozłożyłyśmy aparat, który jest ogromny i manewrowanie nim sprawia trudności i postępując zgodnie z instrukcjami lekarza wykonywałyśmy zdjęcia kręgosłupa szyjnego. Zadanie trudne, ponieważ całe pole operacyjne jest zakryte i trzeba aparat ustawiać na czuja, jednak wyprawę na blok uważam za udaną.
Jeśli chodzi o lekarzy to bardzo chętnie wołali nas na badania układu moczowego, czyli wszelkiej maści urografie i pielografie, które szczegółowo nam omawiali tak abyśmy wyniosły jak najwięcej wiedzy. Z ciekawych rzeczy, które zobaczyłam podczas trwania urografii to pani z dwoma moczowodami wychodzącymi z jednej nerki.
Jednak najlepsi ludzie jakich spotkałam na praktykach to pacjenci. Momentami bardzo ciężko było zachować powagę, zwłaszcza wtedy kiedy przychodzi pewien pan na zdjęcie klatki piersiowej i rozbiera się od pasa w dół zamiast od pasa w górę. Wszyscy starsi panowie, którzy sypią takimi komplementami, że chyba nigdy w życiu już takich nie usłyszę i wszystkie starsze panie opowiadające o wnukach i ich osiągnięciach. Gdyby nie czas, który jest bardzo ograniczony mogłabym ich słuchać godzinami. Oczywiście zdarzali się pacjenci, którzy nie byli zadowoleni, bo musieli 5 minut poczekać w kolejce i tacy, którzy pomimo 50 lat na karku musieli zostać z żoną na badaniu, bo bardzo ich boli.
Miesiąc, który spędziłam na oddziale bardzo szybko zleciał i z jednej strony było mi smutno, że to już koniec, ale z drugiej wreszcie miałam wakacje i mogłam sobie troszkę pospać ;)
Wpis o praktykach po 2 roku również się pojawi ;)
PS. Zapomniałam wcisnąć w tekst swojej przygodny z windą. Jadąc na zdjęcie przyłóżkowe na urologię zapomniałyśmy wziąć skierowania. Zgłosiłam się żeby po to skierowanie wrócić i tak zjechałam windą na oddział, stamtąd wzięłam skierowanie i znów ruszyłam w kierunku wind. Czekałam i czekałam, aż jedna z trzech się łaskawie zjawi i stwierdziłam, że pójdę schodami. W moim szpitalu z racji tego, że jest okrągły są wydzielone odpowiednie strefy i tak przez pomyłkę znalazłam się w tym złym segmencie. Cała zestresowana, że wszyscy na mnie czekają wsiadłam do windy, żeby wrócić do odpowiedniego piętra i stamtąd pójść w odpowiednim kierunku. Kiedy dotarłam na pożądane piętro okazało się, że winda się zacięła i nie mogę z niej wyjść. Stres level max, ale przypomniało się ze szkolenia BHP, że w windzie jest awaryjny guzik. Kliknęłam go, ale nic się nie stało, więc kliknęłam przycisk z innym piętrem i winda ruszyła. Pełna nadziei, że na następnym pietrze drzwi się otworzą jechałam sobie ze skierowaniem. Jednak historia się powtarza, a ja już bliska płaczu, że nikt mnie w tej windzie nie znajdzie zaczęłam machać rękami przed drzwiami. I nagle cud, czujnik ruchu zaskoczył i drzwi się otworzyły, a ja wybiegałam uradowana, że jednak wrócę do domu. Drogę na urologię pokonałam schodami, a windy omijałam szerokim łukiem przez pewien czas.
Komentarze
Prześlij komentarz