CO Z 2 ROKIEM?
Był post z wyprawką dla pierwszaków, ale co z tym drugim rokiem? Jak ugryźć fakt, że na pierwszym roku siedziało się w książkach, a teraz trzeba iść i tę wiedzę wykorzystać w praktyce?
Mój drugi rok zaczął się dobrze, czyli jak zwykle uczelnia zaplanowała kilka przedmiotów, a miliony godzin z pozostałych wisiały nad nami i czekały, żeby dobić leżącego. 3 semestr był dla nas niczym wyprawa Froda do Mordoru, zajęcia od rana do wieczora, kursowanie między uczelnią, a 3 szpitalami dało się we znaki chyba każdemu. To właśnie na drugim roku mieliśmy najwięcej przedmiotów praktycznych, ale także tych teoretycznych. Do zaliczenia oprócz podstawowych przedmiotów było też 8 dodatkowych, które każdy wybierał sam.
3 semestr obejmował: język angielski/niemiecki, wykłady i ćwiczenia z tomografii komputerowej, wykłady i ćwiczenia z diagnostyki elektromedycznej, seminaria z położnictwa i ginekologii, wykłady i ćwiczenia z radioterapii oraz wykłady, ćwiczenia i zajęcia praktyczne z rentgenodiagnostyki.
Przedmioty dodatkowe, na które ja chodziłam obejmowały zakres wiedzy z: diagnostyki różnicowej chorób wieku dziecięcego, ekonomiki i finansowania w ochronie zdrowia, farmakologii z elementami radiofarmacji, komunikacji interpersonalnej, polityki społecznej i zdrowotnej, postępowania i diagnostyki w ostrych schorzeniach chirurgicznych, praktycznych aspektów interny oraz zakażeń szpitalnych.
Każdy przedmiot kończył się zaliczeniem na ocenę lub egzaminem. 3 duże prace pisaliśmy w sesji, natomiast reszta odbywała się w terminach zerowych przed sesją.
I tak po ciężkim 3 semestrze nastały czasy luzu w 4. Zajęcia były fajniejsze i polegały praktycznie na ćwiczeniach z ograniczeniem wykładów do 4 przedmiotów z czego 2 były fakultetami, które wybieraliśmy sami. Do podstawowych przedmiotów zaliczały się wykłady z rezonansu magnetycznego i przedmiotu ogólnouczelnianego, czyli sztucznej inteligencji. Z dodatkowych przedmiotów proponowanych przez uczelnię wybrałam diagnostykę chorób nowotworowych oraz organizację i zarządzanie w ochronie zdrowia. Oczywiście dla wszystkich obowiązkowy pozostawał język obcy. Z ćwiczeń każdy z nas uczęszczał na zajęcia z EKG, EEG, audiometrii, spirometrii, a także z rezonansu magnetycznego. Po tym semestrze nie mieliśmy sesji letniej, ponieważ wszystkie przedmioty zaliczaliśmy na ostatnich ćwiczeniach w szpitalu, z wykładów pisaliśmy referaty, a egzamin z języka mieliśmy w terminie zerowym. Następnie każdy z nas zaczął praktyki w wybranym przez siebie szpitalu.
Na drugim roku korzystałam z książki Włodzimierza Łobodźca - Dozymetria promieniowania jonizującego w radioterapii. Każdy z nas jeśli chciał to chodził do biblioteki i doczytywał we własnym zakresie informacje o brakujących zagadnieniach. Mi tak naprawdę wystarczały notatki z wykładów i ewentualnie wysłane prezentacje. Jeśli tak jak ja nie lubicie uczyć się z komputera to polecam zaopatrzyć się w kartki do segregatora lub zeszyty, długopisy i markery i to w zupełności Wam wystarczy żeby przetrwać ☺
Mój drugi rok zaczął się dobrze, czyli jak zwykle uczelnia zaplanowała kilka przedmiotów, a miliony godzin z pozostałych wisiały nad nami i czekały, żeby dobić leżącego. 3 semestr był dla nas niczym wyprawa Froda do Mordoru, zajęcia od rana do wieczora, kursowanie między uczelnią, a 3 szpitalami dało się we znaki chyba każdemu. To właśnie na drugim roku mieliśmy najwięcej przedmiotów praktycznych, ale także tych teoretycznych. Do zaliczenia oprócz podstawowych przedmiotów było też 8 dodatkowych, które każdy wybierał sam.
3 semestr obejmował: język angielski/niemiecki, wykłady i ćwiczenia z tomografii komputerowej, wykłady i ćwiczenia z diagnostyki elektromedycznej, seminaria z położnictwa i ginekologii, wykłady i ćwiczenia z radioterapii oraz wykłady, ćwiczenia i zajęcia praktyczne z rentgenodiagnostyki.
Przedmioty dodatkowe, na które ja chodziłam obejmowały zakres wiedzy z: diagnostyki różnicowej chorób wieku dziecięcego, ekonomiki i finansowania w ochronie zdrowia, farmakologii z elementami radiofarmacji, komunikacji interpersonalnej, polityki społecznej i zdrowotnej, postępowania i diagnostyki w ostrych schorzeniach chirurgicznych, praktycznych aspektów interny oraz zakażeń szpitalnych.
Każdy przedmiot kończył się zaliczeniem na ocenę lub egzaminem. 3 duże prace pisaliśmy w sesji, natomiast reszta odbywała się w terminach zerowych przed sesją.
I tak po ciężkim 3 semestrze nastały czasy luzu w 4. Zajęcia były fajniejsze i polegały praktycznie na ćwiczeniach z ograniczeniem wykładów do 4 przedmiotów z czego 2 były fakultetami, które wybieraliśmy sami. Do podstawowych przedmiotów zaliczały się wykłady z rezonansu magnetycznego i przedmiotu ogólnouczelnianego, czyli sztucznej inteligencji. Z dodatkowych przedmiotów proponowanych przez uczelnię wybrałam diagnostykę chorób nowotworowych oraz organizację i zarządzanie w ochronie zdrowia. Oczywiście dla wszystkich obowiązkowy pozostawał język obcy. Z ćwiczeń każdy z nas uczęszczał na zajęcia z EKG, EEG, audiometrii, spirometrii, a także z rezonansu magnetycznego. Po tym semestrze nie mieliśmy sesji letniej, ponieważ wszystkie przedmioty zaliczaliśmy na ostatnich ćwiczeniach w szpitalu, z wykładów pisaliśmy referaty, a egzamin z języka mieliśmy w terminie zerowym. Następnie każdy z nas zaczął praktyki w wybranym przez siebie szpitalu.
Na drugim roku korzystałam z książki Włodzimierza Łobodźca - Dozymetria promieniowania jonizującego w radioterapii. Każdy z nas jeśli chciał to chodził do biblioteki i doczytywał we własnym zakresie informacje o brakujących zagadnieniach. Mi tak naprawdę wystarczały notatki z wykładów i ewentualnie wysłane prezentacje. Jeśli tak jak ja nie lubicie uczyć się z komputera to polecam zaopatrzyć się w kartki do segregatora lub zeszyty, długopisy i markery i to w zupełności Wam wystarczy żeby przetrwać ☺
Komentarze
Prześlij komentarz